dzień w którym poszedłem do sklepu po nałęczowiankę gazowaną
gdyż słońce i gwiazdy
gdyż wyszedłem z domu i ujrzałem człowieka
z czarnym skórzanym neseserem
połyskującym w wiosennym świetle
zaprawdę jebać go i jego współtowarzyszy
to oni sprowadzili do nasze pięknego kraju malarię i ospę
moje argumenty są absurdalne nienawiść znikoma
siła rażenia prawie żadna
gdybym był dodą elektrodą
(a przecież nie jest to bardzo niemożliwe
jest tylko miesiąc starsza ode mnie)
mógłbym zagrać koncert
a dochody z niego przeznaczyć
na pomoc fundacji “mimo wszystko”
ale nie jestem
więc anna dymna jest moim śmiertelnym wrogiem
i wszystko co mam jej do przekazania
znajduje się w pierwszym tego wiersza wersie